Szeregowiec Morański

☰☰☰☰☰☰☰☰☰☰《 18+》☰☰☰☰☰☰☰☰☰☰


Ze względu na znajdujące tutaj treści, poniższa strona przeznaczona jest dla dorosłych czytelników. Jeżeli nie jesteś osobą pełnoletnią, prosimy o opuszczenie tej strony.


Tagi kontentu: Brutalność, Seksualne, Gore


ocena: +7+x

Zbliżała się godzina dwudziesta. Asia została odprowadzona pod swoją klatkę przez nowego i zarazem pierwszego chłopaka, Kamila. Słońce malowało niebo na czerwono, różowo i purpurowo. Dzieci z sąsiedztwa bawiły się wesoło na pobliskich placach zabaw, a ich rodzice czasami rzucali im kolację w postaci bułek owiniętych w folie. Okrzyki ,,Mama! Rzuć picie!", ,,Berek!", ,,Sam jesteś berek!", czy też ,,Raz, dwa, trzy Dominik zaklepany!" przypominały zakochanej parze ich beztroskie dzieciństwo spędzone w identyczny sposób. Asia większość z tych wspomnień dzieliła ze swoim dwudziestoletnim bratem, Mateuszem. Spędzali ze sobą po szkole całe dnie na tych samych placach zabaw z dzieciakami z sąsiedztwa. Tę refleksję po dłuższym czasie przerwał Kamil:
— To jak? Jutro u mnie?
— Tak jak ustalaliśmy. Będę jakoś po dwunastej.
— Nie mogę się doczekać, misiek. Dobranoc, do jutra! — powiedział Kamil, po czym pocałowali się na pożegnanie.
Asia zmęczona dniem otworzyła drzwi do klatki, wspięła się po schodach na parter i ku jej zdziwieniu, winda już tam stała. Bez chwili namysłu weszła do środka, wybrała swoje piętro, a dźwig uniósł ją ku górze.

— Chcesz nam zginąć?! Złamać nam serce?! Przecież wiesz, że to niebezpieczne!
— Mamo, mam dwadzieścia lat, daj mi decydować o sobie!
Z przyjemno-nostalgicznego transu Asię wybudziła kłótnia Mateusza z rodzicami. Wszyscy byli przeciwni jego decyzji, ale oprócz głośnego nalegania nie mogli nic z tym zrobić.
— Wróciłaam… — rzuciła niechętnie Asia po zrzuceniu butów i plecaka, po czym udała się do salonu.
— Mógłbyś wziąć przykład z siostry i… — przerwał po zobaczeniu swojej córki ojciec.
— Cześć, siostra — rzucił próbując udawać radość Mateusz.
— Hej… — równie niechętnie odpowiedziała, po czym krótko się przytulili.
— Dobra, idę się umyć i spakować. Rano wychodzę — po tych słowach Mateusz udał się do łazienki.
Cała trójka zajęła miejsce na kanapie. Matka próbowała ukryć łzy, a ojciec to, że zawiódł się na własnym dziecku. Wszyscy byli zawiedzeni, ale nic nie mogli zrobić. To jego życie i jego decyzje.
— A więc…? — powiedziała smutna Asia.
— Nie, nie… nie kontynuujmy. Mam dość — rzekła zawiedziona matka, po czym zaczęła starać się maskować swój negatywny ton głosu i nastrój — Opowiadaj co tam u ciebie, córuś. Jak randka?
— A dobrze, jesteśmy parą. Jutro idę do niego, koło dwunastej będę.
— I super! Muszę babci się koniecznie pochwalić.
Na tą wiadomość atmosfera delikatnie się polepszyła. Jednak dzisiejsza kłótnia zostanie zapamiętana na długo…

Mateusz wraz z bagażem dotarł we wskazane podczas składania papierów miejsce: Aeternskie Centrum Wojskowe. Ogromny kompleks o powierzchni 15 km² z poligonem. To tutaj znajduje się Główny Sztab Wojska Aeternskiego, strzelnice, garaże, baraki, kompleksy treningowe i rekreacyjne oraz masa innych rzeczy. A wszystko to ogrodzone wysokim murem, tak że nikt z zewnątrz nie widział co dzieje się w środku. Przy wejściu oczywiście dumnie powiewała flaga i bandera wojenna Aeterny. Po chwili zadumy udał się do środka. Lobby było dość prosto zrobione. Poczekalnia, rośliny doniczkowe, okna, zdjęcia i akwarium. Gdzieniegdzie przewijali się rekruci z wojskowymi. Mateusz podszedł do lady, zza której nieznany mu starszy pan w wojskowym mundurze chłodno mu powiedział:
— Imię, nazwisko i numer identyfikacyjny.
— Yyy, Mateusz Morański… numer… — wyraźnie zakłopotany próbował sobie przypomnieć nadany mu na komisji rekrutacyjnej numer identyfikacyjny — 50… 34… eee nie.. 3…
— Nawet numeru kurwa swojego nie znasz? — rzucił zły wojskowy — Kurwa chłopie, 503492. Jak ty numeru swojego nie znasz, to pizda będziesz, a nie żołnierz. Tym korytarzem do pokoju numer 203 na pierwszym piętrze. Wypierdalaj.
Przestraszony i jednocześnie wściekły w środku Mateusz udał się wskazanym przez wojskowego-buraka korytarzem, wspiął się po schodach na pierwsze piętro. Pokój 203 był zaraz tuż przed nimi. Sam korytarz był prosty w swojej ozdobie. Niebieska wykładzina na podłodze, białe ściany, na których wisiały obrazy. W równych odstępach znajdowały się jasnobrązowe, drewniane drzwi, każde ponumerowane. Na korytarzu był mały tłok. Mateusz po chwili przebijania się przez niego, zapukał do drzwi.
— Wejść! — krzyknął kolejny wojskowy po czym ujrzał otwierające się drzwi, w których progu stanął Mateusz — Połóż torby obok, zajmij miejsce.
Chłopak wykonał jego polecenie po czym zajął miejsce na krześle przed nim. Jeden z wielu gabinetów rekrutacyjnych. Półka, biurko, komputer, roślina, okno, zdjęcie Hanowskiego, flagi, ściany koloru pomarańczowego, brązowy dywan na podłodze. Wojskowy za komputerem również miał trochę wiosen za sobą, ale był o jakieś 10, może 15 lat młodszy od poprzedniego.
— Imię, nazwisko, numer identyfikacyjny — usłyszał tę samą wiązankę Mateusz.
— Mateusz Morański, numer 503492 — odpowiedział trochę przestraszony.
— Ciebie też wystraszył? Spokojnie, u mnie jest luźno — odpowiedział miło wojskowy.
— Nie, czemu, proszę pana?
— Panie pułkowniku — grzecznie pouczył chłopaka — I nie udawaj, bo widzę. Na szczęście ten burak niedługo na emeryturę odchodzi. Straszy nam tylko kotów. A więc Mateusz, Mateusz… — rzekł oficer przeglądając coś w monitorze — Wszystkie testy sprawnościowe w porządku, podciągnięcia tylko tak se, ale to nic, nikogo to nie obchodzi, a przynajmniej mnie. A więc chciałbyś służyć w piechocie?
— Tak jest, panie pułkowniku.
— A i nie musisz mówić do mnie ,,panie pułkowniku". Krótkie ,,tak" wystarczy. No dobra. Piechota najbezpieczniejsza. Miejsca są, więc witamy na pokładzie — powiedział po czym wyjął dokumenty z szuflady i długopis i zaczął po nich pisać — To tylko formalności… papiery podpisałeś wcześniej, więc tu nic nie musisz. Barak 2C3B, jesteś ostatni także leć.
— A gdzie on jest? — spytał zakłopotany Mateusz.
— A no tak, bym zapomniał — pułkownik wyjął szybko mapę z szafki i wręczył chłopakowi — Chyba trafisz — zaśmiał się — Witamy na pokładzie, szeregowy Morański.
Mateusz również się zaśmiał, pożegnał się z wojskowym, wziął swoje rzeczy i udał się w kierunku swojego baraku.

Baraki znajdowały się bardzo blisko siebie. Jednak każdy był taki sam — zbudowany z czerwonej cegły. Wokół nich znajdowały się tereny zielone z krzewami i topolami. To tutaj żołnierze mieszkali i odpoczywali. Wnętrze było również proste. Piętrowe łóżka obok siebie, a na końcu łazienka. Po wejściu do środka Mateusz zajął wolne łóżko i zaczął się rozpakowywać. W środku jego nowego mieszkania było dość głośno, rekruci rozmawiali ze sobą, grali, śpiewali. Była godzina dziesiąta, dwie godziny po śniadaniu. Mateusz miał szczęście, bo te zjadł w domu. Pierwsze spotkanie i jednocześnie wyjaśniające miało się odbyć na obiedzie o piętnastej. Jednak do tego było sporo czasu i rekruci korzystali z rozrywek, jakie dawało Centrum Wojskowe. Kiedy Mateusz skończył wypakowywać swoje rzeczy, zagadał go sąsiad z łóżka obok:
— Cześć, Michał jestem — podał mu rękę nieznajomy rekrut.
— Hej, Mateusz.
— Z poboru?
— Dobrowolnie.
— To musisz stary życia nie kochać, haha — roześmiał się Michał — moją pracę uznali za zbędną i dostałem powołanie… skurwysyny.
— A czym się zajmowałeś przedtem? — spytał wyraźnie zaciekawiony chłopak.
— Żabka. Chciałem dorobić na studia, ale dorwali mnie. Na nic tłumaczenia ani wpływowy ojciec.
— Współczuję… — zapanowała dłuższa cisza.
— W ogóle najpierw powinienem ci coś o sobie opowiedzieć — odpowiedział po dłuższej przerwie Michał — Imię znasz, nazwisko Kamieński. Chodziłem do Hanowskiego, chciałem studiować medycynę, matka pracuje na poczcie, ojciec ma swój warsztat i powiązanie z jakimiś ważnymi ludźmi. Nie mam rodzeństwa ani zwierzęcia żadnego. A ty?


In einem Polenstadtchen,
Da wohnte einst ein Madchen,
Das war so schan.
Sie war das allerschanste Kind,
Das man in Polen find';
Aber nein, aber nein sprach sie
Ich kasse nie!

Śpiewali głośno i radośnie żołnierze z baraku Mateusza. Dwa miesiące ciężkich szkoleń, treningi, testy, sprawdziany, a także nowych znajomości i przyjaźni z Michałem, to wszystko spotkało Mateusza w Centrum Wojskowym. Najcięższe, ale jednocześnie najlepsze chwile, które doświadczył w życiu. Jego morale sięgały najwyższych gór Ziemi i jeszcze wyżej. Piękne mundury, płomienne przemówienia to było to, co go napędzało. Jednak w chwilach wolnych od tego wszystkiego wracał myślami do swojego beztroskiego dzieciństwa. Do godzin spędzanych na placu zabaw z siostrą i resztą dzieci, o tym, jak z kolegami w podstawówce szarpał koleżanki za włosy i sukienki, wycieczek, zielonych szkół, WF na świeżym powietrzu, pierwszych miłościach, jak rozrabiali do tego stopnia, że wzywani byli jego rodzice do dyrektorki. Ale zawsze wiedział, że było warto. Jednak to, co w tym momencie było najważniejsze, to to, że już jutro miał się odbyć jego, jak i jego kolegów największy sprawdzian w życiu: wojna z innym Światem. Nie obchodził go powód tej wojny ani kogo tam spotka, dla niego najważniejsza była walka za Aeternę, za Adama Hanowskiego. Wodza i Ojca Aeterny. Co prawda ona toczy się już tam od tygodnia, ale dosyłają właśnie ich w ramach szkoleń. Te wszystkie myśli uderzały w siebie nawzajem w jego głowie z prędkością świata, a on sam obserwował cały kompleks z balkonu. Była już noc, idealna pora na refleksje. W jego słuchawkach grał Phil Collins ze swoim przebojem ,,In The Air Tonight".
— Jestem z siebie kurwa dumny… — pomyślał.
Choć bardzo chciał wrócić do czasów swojego dzieciństwa to nie mógł. Zostały tylko wspomnienia. Nie wiedzieć czemu przypomniała mu się jego pierwsza miłość z piątej klasy, Dominika. Szczupła brunetka z włosami trochę poniżej ramion. Miłość wyznał jej na zielonej szkole w innym Świecie. Wszyscy mu zazdrościli. Co prawda była to szczenięca miłość, ale wtedy robiła na wszystkich wrażenie, w tym na ,,kochankach", którzy obiecywali sobie wierność do końca życia. Do dzisiaj pamięta jak z całą klasą i klasą towarzyszącą śpiewali, bawili się, grali w piłkę i tenisa. Ale najbardziej w pamięć wpadły mu zgrzewki Tymbarków kupowane co wieczór z pobliskiego sklepiku. Po jego policzku pociekła sentymentalna łza pełna tęsknoty.
— Szkoda, że nie mam kontaktu z większością… byliście cudowną ekipą. Na zawsze my, klasa C… — pomyślał po czym się cicho rozpłakał.

O godzinie 3:00 w nocy wszyscy mieli się stawić na placu niedaleko ich baraków. Kilka minut przed tą godziną całe ,,osiedle" wymaszerowało chaotycznie na ustalony wcześniej punkt, gdzie mieli pobrać broń i sprzęt. Mateusz dostał od wydającego sprzęt wojskowego karabin czterotaktowy, hełm i inne niezbędne dla żołnierza rzeczy. Część umundurowania Aeternscy soldaci dostawali wcześniej, jednak najważniejsze było wydawane chwilę przed wyruszeniem w bój. Wcześniej do chlebaka spakował kilka podstawowych drobiazgów takie jak szczoteczkę czy rodzinną fotografię. Na mundur zwykłego żołnierza piechoty składały się czarne saperki, spodnie i bluza w kolorze feldgrau, pas główny, na którym żołnierz miał ładownice, pokrowiec na nóż z samym nożem, cztery granaty, dwa odłamkowe, dwa dymne z przodu, a z tyłu chlebak, manierkę, pojemnik na maskę przeciwgazową i osobny na lornetkę, zwinięty namiot i składaną saperkę w pokrowcu. Pas był podtrzymywany przez szelki, a do samej bluzy przyszyte były naramienniki i patki. Z racji, iż Mateusz był zwykłym strzelcem, nie dostał żadnego dodatkowego sprzętu Na głowie oczywiście znajdował się czarny, stalowy hełm z nadkarczkiem i kalką godła Aeterny. Po odebraniu sprzętu i sprawdzeniu reszty, Mateusz wsiadł na pakę ciężarówki wojskowej.
— Gotowy stary? — spytał się niepewnie Michał swojego przyjaciela.
— Jak nigdy w życiu — odpowiedział krótko.
W międzyczasie zaczął padać deszcz. Był sam środek nocy jednak tak ogromne zamieszanie budziło zainteresowanie mieszkańców i innych osób po stronnych. Kiedy ostatni żołnierze załadowali się na ciężarówkę w której siedzieli Mateusz i Michał ta ruszyła w stronę pozostałych i ustawiła się za nimi gęsiego.
— Z czym albo kim będziemy właściwie walczyć? — zapytał któryś żołnierz na pace.
— A czy to ważne? Dobry żołnierz wykonuje rozkazy — odpowiedział mu inny.
— Wojna tam się chyba od tygodnia toczy, na miejscu nam powiedzą — dorzucił jeszcze inny.
— Ważne, że będziemy walczyć za naszą ojczyznę. Będziemy bohaterami Aeterny, właściwie to już jesteśmy — rzekł Mateusz.
— Czy ty się słyszysz, dzieciaku? — spytał zbulwersowany najstarszy żołnierz — To nie żadna gra ani zabawa. Dostajesz kulę i cię nie ma. Na ilu wojnach wcześniej byłeś? Pewnie żadnej, bo dopiero co cię powołali. Lepiej się nie wychylaj i módl się o życie.
— Zamknij mordę staruchu! On ma rację! — krzyknął kolega siedzący naprzeciw Mateusza — A teraz pośpiewajmy! Niech nasz śpiew przegoni tę depresyjną aurę! — po czym cała grupka zaczęła śpiewać z wyjątkiem najstarszego żołnierza i Mateusza.
Es braust ein Ruf wie Donnerhall,
wie Schwertgeklirr und Wogenprall:
Zum Rhein, zum Rhein, zum deutschen Rhein!
Wer will des Stromes Hüter sein?

Lieb Vaterland magst ruhig sein,
lieb Vaterland magst ruhig sein:
Fest steht und treu die Wacht,
die Wacht am Rhein!
Fest steht und treu die Wacht,
die Wacht am Rhein!

— Mogliby zaśpiewać w końcu coś polskiego… — pomyślał Mateusz po czym zmęczony zasnął.
Transport tak ogromnej ludzi i sprzęty między poziomami, a raczej Światami jak to nazywają Aeternczycy wymaga niezwykłej precyzji. Trzeba znaleźć miejsce, w którym istnieje stabilne i pewne przejście do innego, a potem kolejnego świata. Sam proces ,,przenikania" czy też ,,noclipu" w tym przypadku polegał na wjazd taką ciężarówką w drzwi garażowe obok bloku F45, a one prowadziły do innego Świata, a ten Świat prowadził do jeszcze innego i tak w kółko. Sam proces z zewnątrz wyglądał jak przenikanie przez ścianę, która nie miała kolizji, a po drugiej stronie jak nagłe pojawienie się takiego samochodu na ziemi.

Po jakieś godzinie jazdy i noclipu żołnierze dojechali do celu.
— Wstawaj stary, jesteśmy — szturchnął Mateusza Michał budząc go.
Półprzytomny Mateusz opuścił ciężarówkę wraz z resztą kolegów, a jego oczom ukazał się dość znajomy widok, którym była Wojskowa Baza Wypadowa. Na taką składał się prowizoryczny warsztat, garaż, kuchnia i szpital polowy, a także sztab główny w tym Świecie. W oddali dało się słyszeć huki wystrzałów, armat, syren, bomb. Gdzieniegdzie przejeżdżała kolumna wozów opancerzonych, ciężarówek, czołgów, a na niebie fruwały samoloty. Niebo było bezchmurne, trochę ponad 16 stopni i wczesne popołudnie. Pogoda i pora dnia znacząco różniła się od tej w Nowym Krakowie co było pierwszą oznaką, że Mateusz znajdował się w innym Świecie. Po krótkiej obserwacji okolicy usłyszał gwizdek:
— Żołnierze! W szeregu zbiórka! — krzyknął szef sztabu po czym wszyscy zgromadzeni ustawili się jak rozkazał — Jak już wiecie albo i nie jest was około 500. Zostaliście przydzieleni do 2. Dywizji Pancerno-Zmotoryzowanej w ramach odbycia szkoleń wojskowych na prawdziwym polu bitwy. Zanim podam wam szczegóły waszych zadań, najpierw powiem wam z czym będziecie się tu mierzyć. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale w Backrooms nic nie powinno was zdziwić. Waszym wrogiem są istoty określane jako Elfy — po tych słowach na dużym ekranie projekcyjnym pojawiły się zdjęcia tych istot — Elf jaki jest każdy widzi. Na szczęście te głupole korzystają tylko z łuków i broni białej więc macie nad nimi ogromną przewagę. Jednak co w tym wszystkim najdziwniejsze, to że korzystają z dinozaurów. Nie przesłyszeliście się. Wykorzystują te wymarłe we Frontrooms gady jako broń i narzędzia. Co do zadań. Waszym jest szturm na oddaloną o jakieś 5 kilometrów stąd dużą wiochę, a potem zajęcie ich jak się zdaje wioski-stolicy. Żołnierze! To nie są żarty. Wykorzystajcie wszystko czego się nauczyliście i dajcie z siebie wszystko! — wojskowy podniósł prawą rękę ku górze i krzyknął ,,Heil Aeterna! Heil Hanowski!" na co reszta również zasalutowała i krzyknęła ,,Heil! Niech żyje!" — A teraz wracać do ciężarówek! Walczcie za Aeternę!
— To będzie łatwizna — powiedział Mateusz do Michała, kiedy znaleźli się obok siebie znów na pace — Prymitywne plemię, które nie przypomina w żadnym stopniu ludzi. Wystrzelamy ich jak kaczki, nawet żal nam ich nie będzie.
— Obyś miał rację… — odparł Michał, po czym kolumna ruszyła.

Po dłuższej chwili ich ciężarówka zatrzymała się obok małego zagajnika. Na rozkaz kierowcy, żołnierze błyskawicznie wyszli z paki i ustawili w kółku. Ze wszystkich stron roznosiły się odgłosy huków, wybuchów, wystrzałów, silników, syren i spadających bomb.
— Kto jest tu dowódcą? — odezwał się jeden z żołnierzy.
— Ja jestem — odpowiedział najstarszy z nich i ten sam, który zaatakował słownie Mateusza na pace — Naszym celem jest przejęcie tego magazynu i zabezpieczenie terenu wokół. Ze mną pójdzie radiooperator i saper. Reszta przejdzie przez las i będzie próbowała wraz z resztą zająć ten kurwidołek.
— Tak jest! — krzyknęli wszyscy razem optymistycznie.
Mateusz wraz ze swoimi kolegami ruszyli biegiem przez lasek, widząc oddali pozostałych kolegów. Im bliżej ich byli, tym odgłosy wojny były coraz lepiej słyszalne. Kiedy dobiegli, Mateusz rzucił się na ziemię czołgając się w kierunku krzewów. Ku jego zdziwieniu ten magazyn wyglądał dziwnie, bowiem był zbudowany jakby na zmianę, najpierw z drewna, a potem kamienia. Z okien dało się wypatrzeć dziwne postacie strzelające z łuków i kusz. Po chwili jednak w największym oknie przedstawiciel Elfów postawił karabin maszynowy i zaczął strzelać w kierunku kolegów Mateusza.
— Skąd te kurwy potrafią korzystać z naszej broni? — pomyślał.
Elf-strzelec stanowił bardzo poważny problem i uniemożliwiał reszcie oddziału jakikolwiek ruch. Mateusz nie wiele myśląc wycelował w jego kierunku i oddał strzał. Spudłował. Szybkim ruchem przeciągnął czterotaktowy zamek w swoim karabinie i oddał drugi strzał, tym razem celny. Ciało Elfa z rozerwaną głową poleciało do tyłu ciągnąc za sobą kaem.
— Ruchy! — krzyknął Michał.
Po zdjęciu strzelca, część żołnierzy wychyliła się znad osłon i rozpoczęła ostrzał, a druga część podbiegła pod budynek. Łuki Elfów były bezradne wobec broni palnej ludzi, a ich strzały odbijały się od hełmów Aeternczyków bądź łamały. Mateusz wspierał ogniem swoich kolegów raz po raz celnie zabijając kolejnych przedstawicieli obcego, inteligentnego gatunku homo. W pewnym momencie po przeładowaniu swojego karabinu podbiegł do ściany budynku, do swoich kolegów. Istoty zdawały się tego nie zauważyć, ponieważ dalej prowadziły ostrzał innych żołnierzy. W pewnym momencie ten sam karabin, którego strzelca zabił Mateusz znowu zaczął ostrzał. Grupa 7 osób niemalże się czołgając podchodziła do drzwi wejściowych magazynu. Mateusz delikatnie podniósł się i zajrzał przez okno widząc dużą grupę Elfów. Niewiele myśląc wyciągnął granat po czym odbezpieczony wrzucił do środka i padł na ziemię.
— Granat! — krzyknął.
Po chwili rozległ się huk pomieszany z krzykami. Po tym cała grupa wbiegła do środka. Widok, jaki im się ukazał był okropny. Rozerwane ciała, niektóre istoty bez dolnej części ciała jeszcze się ruszały wrzeszcząc w niebogłosy. Jednak nie zważali na to i rozdzielili się. Mateusz i Michał ruszyli schodami ku górze. Weszli do jednego z pomieszczeń, w którym trzy Elfy prowadziły ostrzał z kaemu i łuków. Strzelec od razu został zabity przez Michała, po czym cała dwójka zaczęła krzyczeć:
— Ręce do góry, łapy kurwa!
Istoty wystraszone odruchowo odrzuciły broń i podniosły ku górze ręce. W tym samym momencie inny Elf pociągnął Mateusza i przeciągnął do tyłu, tak że ten stracił karabin. Ten starał się bronić wręcz przed nożem istoty. Michał był zdezorientowany i nie wiedział co zrobić. Nie wiedział, czy zabić poddane istoty, czy pomóc koledze. Gdyby jednak się odwrócił, te mogły zaatakować. Mateusz po chwili zablokował cios nożem swojego przeciwnika, wyjął swój z pokrowca i dźgnął go w oko, posyłając w zaświaty. Pozostali koledzy dobiegli na piętro czyszcząc po kolei pomieszczenia. Mateusz podniósł swój karabin i dołączył do Michała. Dopiero wtedy miał okazję, żeby im się przyjrzeć. Trójkątne, długie uszy, sześć palców u dłoni, a także fioletowy kolor włosów i oczu. Ubrani byli w dziwne, kolorowe stroje przypominające szaty. Mówiły językiem podobnym do rosyjskiego i mongolskiego.
— Na co czekasz? Zastrzelmy te kurwy — rzucił z pogardą i dumą Mateusz.
Po chwili koledzy wykonali wyrok. W końcu dla nich to nie byli ludzie. Aeternska propaganda zrobiła swoje.
— Czysto!
— Czysto. Budynek wyczyszczony — powiedział któryś z żołnierzy.
Oddział zszedł na dół, gdzie spotkał się z dowódcą i innymi żołnierzami.
— Dobra robota — rzucił dowódca — teraz przejdziemy za kolumną czołgów do tej wioski czy co to tam jest. Dowództwo oczekuje, że zajmiemy ją jeszcze tego samego dnia. Sami widzicie jak wam to szybko poszło. A teraz ruchy, tam — wskazał ruszającą się kolumnę czołgów dowódca — Czekają nas.
Po wyjściu z magazynu Mateusz przypomniał sobie, że zabrał ze sobą aparat i czym prędzej zrobił zdjęcie.

Y8M5cfE.jpeg

Me and the boys >:)

W oddali widział płonące zwłoki ankylozaura, który został zabity przez bombę bombowca nurkującego, a przynajmniej tak usłyszał od kolegów. Co prawda chciał podejść, przyjrzeć się z bliska, ale nie mógł. Liczył, że jeszcze zobaczy jednego z bliska. Wraz z Michałem i kolegami wdrapał się na działo szturmowe.
— Niezbyt mi się to podobało — powiedział Michał do Mateusza.
— Czemu? — spytał zdziwiony.
— Zabić poddających się? To niehonorowe. Zobacz, oni wyglądają na rodzaj homo i prawdopodobnie tak jest. Są inteligentni, mają swoją cywilizację. Czemu z nimi walczymy? Jaki jest tego sens?
— Dobry żołnierz wykonuje rozkazy — odpowiedział mu krótko Mateusz.
— Przestań pierdolić. Zabijamy ich ku uciesze najwyższych władz nie wiedząc czemu właściwie. Oni też na pewno mają swoje rodziny, marzenia, plany. Są tacy jak my. Tylko odrobinę inni.
Mateusz po tych słowach na chwilę zwątpił. Jednocześnie propaganda Aeterny wmawiała mu, że jest bohaterem, że musi zabijać, walczyć za kraj, ale jednocześnie jego przyjaciel Michał zawsze wydawał mu się racjonalny w tym co mówi.

Dojechali na obrzeża małej osady. Mateusz zsiadł z działa i wraz z kolegami podbiegł pod płot pobliskiego domu. Zauważył w środku kilka istot, które mierzyły do nich z łuków i od razu wrzucił do środka granat, zabijając je wszystkie i jednocześnie wywołując pożar. Po tym podbiegł w kucki pod ścianę domu po drugiej stronie ulicy i się o nią oparł. Drewniana chata, do której wcześniej wrzucił granat płonęła doszczętnie. Po chwili zauważył małego Elfa wychodzącego z niej. Na oko miał 7 lat. Dziecko płonęło żywcem i powoli zmierzało do furtki. W połowie jednak przewróciło się i dalej czołgało. Mateusz na ten widok zbladł oraz poczuł jak jego nogi z waty uginają się pod ciężarem całego ciała i sprzętu. Spalił żywcem 7-letnie dziecko, a wcześniej wysadził prawdopodobnie jego rodziców. Po sekundzie dostrzegł, że nie miało ono prawej ręki i doczołguje się za pomocą lewej. Chłopak był przerażony tym co zrobił. Jednocześnie chciał krzyczeć, uciec, walczyć za ojczyznę. Na nogi postawił go nieznany mu żołnierz stojący za nim:
— Chłopie ogarnij się! Musisz walczyć albo skończysz jak ten dzieciak!
Te słowa dały mu prawdziwego kopa i wychylił się zza osłony. Jego oczom ukazał się olbrzymi przedstawiciel tyranozaura ujeżdżanego przez dwa Elfy. Za nim wysoko na niebie pojawiła się czarna sylwetka bombowca nurkującego zmierzające wprost na olbrzymiego gada. Aeternskie bombowce nurkujące były bardzo charakterystyczne. Trochę za śmigłem miały wmontowaną syrenę, która przy locie nurkowym wydawała przerażający dźwięk. Jakoś 100 metrów nad gadem, bombowiec zrzucił bombę i poderwał się ku górze. Rozległ się niesamowity huk. Z tyranozaura została tylko kałuża krwi i płonące, rozerwane zwłoki. Po chwili nadjechał czołg, który pomagał w szturmie na osadę. Mateusz wybiegł zza osłony i pod osłoną czołgu wbiegł do następnej chaty. Tam zauważył Elfa, który strzelał z łuku do Aeternczyków biegnących za tą chatą. Bez chwili namysłu posłał go w zaświaty strzałem w głowę.

Walki trwały do wieczora, ponieważ Elfy bez przerwy wysyłały posiłki, a także masowo korzystały ze zdobycznej broni palnej co utrudniło zdobywanie wioski. Jednak udało się zdobyć osadę, a Mateusz wraz z kompanami mogli odpocząć. Żołnierze zorganizowali we wcześniej uprzątniętym i zdobytym magazynem obóz. Szeregowy Morański w końcu mógł umyć się, zjeść i pośpiewać z kompanami. Po szybkim prysznicu zajął miejsce przy ognisku, gdzie kilku żołnierzy podawało kolację. Jednocześnie wsłuchiwał się w opowieść jednego z kolegów:
— Trzy 0,5. na trzech. Była godzina druga w nocy. Ii do… mój stary miał nową kobietę… i mówił mi, mój stary miał nową kobietę i mówił mi, że jest w porządku. Ja mówię ,,Co ty pierdolisz, ta suka jebie cię na kasę.". On wstał! Stary wstał i mówi ,,Co ty kurwa gnoju?!". I łapę do mnie wystawia, chciał mi liścia wyjebać. A ja go na pizdę fast attack bomba w oko kurwa na brzuch. Oddechu nie mógł złapać. Sweter miał na sobie. Na łeb mu sweter założyłem, bomby od dołu mu walę na nos. Wujaszek nas rozdziela. Ja miałem tą koszulę co na dziwkach byłem z guzikami. I tak mnie szarpał, że mi wszystkie guziki wypadły nie?
Wszyscy się zaczęli śmiać. Kiedy śmiechy ustały, Michał wypalił:
— Chłopaki, mamy gitary, czas coś zagrać! Jazda! — po czym podniósł leżącą obok gitarę.
Pylʹ glotayu, teryayu soznanʹye, vody ne ostalosʹ sovsem,
I vertushka lezhit gde-to ryadom, i tyazhyolym moy stal AKM…
Da odin, ya ostalsya odin, a vse druzʹya moi polegli,
Vsya nadezhda – odin magazin, prosto tak ne vozʹmyote, skoty!

Afgan, Afgan, Afgan, Afgan, Afganistan!
Kruzhit «chyornyy tyulʹpan» nad beregom reki…
Afgan, Afgan, Afgan, Afgan, Afganistan!
Kruzhit «chyornyy tyulʹpan» nad beregom reki…

— Jednak nie szturmujemy ich tej ,,stolicy" dzisiaj — powiedział do Michała zawiedzony Mateusz wczesnym rankiem.
— Czemu? — odpowiedział zawiedzony Michał.
— Bezpośredni atak narazi nas na okrążenie. Zwiad donosi o wielkich oddziałach tych gówien wraz z dinozaurami i naszym sprzętem, z którego magicznie potrafią korzystać. Nie wiem jak, ale no…
Michał był wyraźnie zawiedziony. Miał nadzieje, że szybko zajmą stolicę istot i wrócą do domu. Choć dalej nie wiedział, jaki był prawdziwy powód wojny.
— To, gdzie nas rzucą? — spytał Michał.
— Z tego, co się dowiedziałem to na jakieś niezłe pobojowisko z okopami trochę dalej. Mamy przyjąć ich kontratak jako pierwsi i osłaniać okrążenie tej wiochy-stolicy.
Mateusz dalej miał żywe w pamięci wydarzenia z wczoraj. Wtedy też pojawiła się jego pierwsza rysa w postrzeganiu wojny i tej całej otoczki. Starał się o tym zapomnieć, lecz nie mógł. Liczył, że dzisiejszy bój pomoże pogrzebać te wspomnienia i znowu napędzić jego morale i wiarę w to, co robi.

Ostrzał nie był jakiś intensywny i raczej była to wojna okopowa. Niektórzy żołnierze kopali okopy, a drudzy strzelali w stronę istot, których było znacznie więcej. Elfy strzelały z łuków, kusz, zdobycznej broni palnej i dziwnej broni, którą żołnierze nazywają ,,drewnianym karabinem maszynowym na strzały i kamienne pociski". Mateusz siedział pod ścianą z ziemi i bawił się aparatem.

640px-Explosion_on_the_Eastern_Front_%2835255591552%29.png

Wojna okopowa z elfami…

W pewnym momencie przypomniał mu się rodzinny dom, który opuścił 2 miesiące temu. Tą krótką myśl przerwał Michał, który usiadł obok:
— Co? Opierdalanie się w robocie? — zaśmiał się
— A no tak jakoś wyszło.
— Czemu nie walczysz, żołnierzyku? Nie odbierasz życia myślącym istotom?
— Daj człowiekowi odpocząć — odpowiedział niechętnie Mateusz — Taki nasz zawód.
— Nie ja go wybrałem. Niech to się już skończy… — rzucił zmęczony Michał.
— Nie mów tak, bo jeszcze ktoś usłyszy. To jest defetyzm.
— A ja mam to w dupie — odpowiedział krótko.
— Ej, Mati! — krzyknął nieznany mu kaemista — Chodź, postrzelasz sobie z tego cacka.
Mateusz wyraźnie zaciekawiony podszedł do karabinu maszynowego. Nigdy wcześniej nie strzelał z broni z szybkostrzelnością 1200 pocisków na minutę.
— Wiesz jak tego używać? — spytał się go strzelec.
— Wiedzieć wiem. Ale do kogo strzelać?
— Jak do kogo?
— W sensie nikogo stąd nie widać — wyjaśnił Mateusz.
— To nie służy do bezpośredniego zabijania, tylko do prowadzenia masowego ostrzału w kierunku wroga. Widzisz tamte okopy i las? Te gady duże.
— No?
— No właśnie. Po prostu strzelasz w ich kierunku. Cała filozofia — wyjaśnił i odsunął się strzelec.
Mateusz chwycił prawą ręką uchwyt, a lewą kolbę tak jak powinien. Wycelował w stronę okopów przeciwnika, nielicznych wystających Elfów i dinozaurów, po czym zaczął strzelać. robiąc co chwila przerwy. Zabił 3 dinozaury, które wychyliły się bądź nie zdążyły się schować. Nie wiedział, czy zabił jakiegoś Elfa i nawet o tym nie myślał. Po wydarzeniach z wczoraj nawet tego nie chciał.

Praktycznie cały dzień spędził na grze w karty i inne proste gry. Cały dzień się zastanawiał z kolegami czemu ich tu wysłali skoro nic się nie działo poważnego. Sporadycznie odwzajemniali ostrzał, czasami jakiś samolot nadleciałby ostrzelać Elfy. Nie mieli nawet broni pancernej i nie użyli wsparcia artylerii. Zbliżał się wieczór, a wraz z tym robiło się coraz chłodniej. Zaczęły pojawiać się też chmury zwiastując deszcz. Nagle do uszu wszystkich żołnierzy dotarł świst gwizdka:
— Atakują! Na stanowiska! — krzyknął oficer.
Żołnierze błyskawicznie wyskoczyli ze swoich ziemianek i ruszyli na wolne stanowiska. Mateuszowi ukazał się przerażający widok. Horda Elfów biegnących lub ujeżdżających dinozaury nacierała w ich stronę. Niektóre z nich posiadały broń palną, a gdzieś w tyle można było zobaczyć jak poruszają się zdobycznymi pojazdami. Wykrzykiwały niezrozumiałe słowa, ale wszystko wskazywało na to, że istoty chcą rozszarpać Aeternczyków. Mateusz oddawał w ich kierunku strzały z prędkością światła, ale istot było coraz więcej. Kaemista, który stał obok chłopaka został trafiony zabłądzoną strzałą, która przebiła go na wylot. Ten nie wiele myśląc doskoczył do kaemu i zaczął prowadzić ostrzał. Elfy padały od niego jak muchy jeden za drugim. Z każdą chwilą pojawiało się coraz więcej olbrzymich, mięsożernych gadów, które wyciągały swoim pyskiem żołnierzy z okopów i je pożerało, ale te też po czasie ginęły od kul i bomb. Elfów było coraz więcej. Horda zalewała całe przedpole. Można powiedzieć, że na jednego zabitego homo elfus pojawiało się 12 następnych. Część z nich wpadło do okopów Aeternczyków i rozpoczęły walki wręcz. Tu Aeternczycy mieli przewagę, bo byli więksi i silniejsi, a także lepiej w tym wyszkoleni, ale istoty pokonały ich swoją masą. Po dłuższym czasie artyleria rozpoczęła swój ostrzał przedpola, a także nadciągało wsparcie w postaci czołgów. Mateusz odetchnął z ulgą, jednak nie przerywał swojego ostrzału.


Mateusz na wojnie był już miesiąc. Wojenna rzeczywistość zweryfikowała podejście młodego i nasiąkniętego propagandą chłopaka. Już nie był takim super żołnierzem jak na początku i zaczął współczuć Elfom. W końcu to też były inteligentne i świadome istoty. Ich oddział miał zadanie przejąć jedną z wiosek na obrzeżach wioski-stolicy, jednak ta stawiała bardzo duży opór, toteż dowództwo wysłało wsparcie w postaci batalionu pancernego OSA, który w ciągu tygodnia zajął osadę. OSA w tej wojnie przejawiało najgorsze możliwe zachowania, co budziło odrazę zwykłego Wojska i też pogłębiało konflikt pomiędzy frakcjami. Tego słonecznego dnia Mateusz spędzał czas wraz ze swoimi kompanami na prowizorycznym dworcu. Nikt nie wiedział, kto ani po co zbudował tutaj tory, ale szybko Aeternczycy wykorzystali ten fakt na swoją korzyść. Po dłuższym czasie na stację wjechał pociąg z wagonami bydlęcymi wypełniony po brzegi Elfami i dinozaurami. Mateusz wraz z towarzyszami broni zaczęli się temu przyglądać podchodząc to co raz bliżej. Istoty były wygłodzone, wyciągały ręce przez okratowane okna i łamanym polskim błagały o jedzenie. Niewiele myśląc, żołnierze podbiegli do wagonów chcąc dać istotom jedzenie.
— Co wy robicie? — spytał się żołnierzy oficer OSA w polowym mundurze. Na te słowa wszyscy obrócili się w jego kierunku.
— Jesteś sam, bandyto. Nikt ci nie pomoże — rzucił z pogardą Michał.
— Tak? — po tej krótkiej i chłodnej odpowiedzi zza pleców oficera wyszło kilku żołnierzy OSA.
Wtem oficer Wojska podszedł do oficera OSA:
— Jesteście zbrodniarzami i pospolitymi bandytami — rzucił mu chłodno.
— Ciekawe. To jest mój pociąg i wara od niego. Chuj was interesuje co my robimy, jebane pedały… - po tych wielce obraźliwych słowach dla oficera Wojska, uderzył go w twarz po czym się oddalił.
— Oo, nie kolego. Tak to nie będzie — powiedział wściekły osowiec, wyjął swój pistolet z kabury i strzelił zaledwie kilka centymetrów nad czapką Wojskowego — Stoisz.
Po tym żołnierze Wojska i OSA wycelowali do siebie nawzajem. Dla Elfów był to wyraźny znak niestabilności w Siłach Zbrojnych Aeterny i jednocześnie oznaka, że nie wszyscy ludzie są źli.
— Te prymitywne istoty są własnością Aeterny, a my mamy zamiar je tam dostarczyć. Plujecie na Hanowskiego, a przecież składaliście mu przysięgę. Wszyscy wy zasługujecie na karę śmierci.
— Składaliśmy Hanowskiemu, a nie Ministrowi Spraw! — odkrzyknął Wojskowy.
Sytuacja była wyraźnie napięta. Każda pomyłka czy przypadkowy strzał, zły ruch mógł doprowadzić do rzezi, a nawet wojny pomiędzy OSA, a Wojskiem. W końcu nie od dziś obydwie frakcje głęboko się nienawidzą. Mateuszowi drżały ręce i ledwo mógł wycelować w któregoś z żołnierzy OSA. Palec miał na spuście jednak nie chciał strzelać. Dobrze zdawał sobie sprawę, że jeden błąd i po nim.
— To nie są ludzie. Zresztą chyba sam widzisz — rzucił osowiec — Teraz są naszą własnością i będą pracować w obozach ku chwale ojczyzny.
— Są inteligentną cywilizacją. Myślisz, że oni nie mają planów i marzeń? Są tacy sami jak my!
— Idiota i defetysta. Wróg ojczyzny.
— Ludobójca i bandyta.
— Musi odpuścić, pozabijają nas — szepnął do Mateusza Michał.
— Odpuścić bandytom? Daj spokój — odpowiedział.
— Jeszcze ich dopadniemy, tylko potrzeba nam czasu.
Oficer Wojska zdał się usłyszeć tą rozmowę i schował swój pistolet:
— Chodźcie panowie, nic tu po nas… — rzucił zawiedzony.

Jak już Mateusz się przekonał, OSA nienawidziły Elfów. Co gorsza, dla tych istot, osowcy w większości pilnowali porządku w zajętych wioskach. Oddział Mateusza rozbił namiot obok wioski, którą zajęli z pomocą batalionu OSA. Co jakiś czas do obozu żołnierzy Wojska przychodziły Elfy w różnym wieku. Wymieniali się jedzeniem, rzeczami codziennego użytku i narzędziami. Co jakiś czas na prośbę istot podejmowali interwencję do osowców nękających Elfów. Zbliżała się noc. We wiosce zrobiło się podejrzanie cicho. Żołnierze nie zwrócili uwagi i zajmowali się sobą. Po jakimś czasie, żołnierze OSA zaczęli masowo wchodzić do osady i wywlekać gospodarzy z ich domostw. Wojskowym ukazał się przerażający widok płonących chat i kolumny Elfów zmierzających do stodoły. Ci wybiegli z obozowiska i ustawili się obok siebie uważnie obserwując sytuację. Większość była przerażona. Wiedzieli, że osowcy są okropni, ale żeby dokonywać rzezi? To przechodziło ich pojęcie. Kiedy osowcy zagonili kolumnę Elfów do stodoły uprzednio polewając ją benzyną, podpalili ją. Rozlegały się nieludzkie, wręcz zwierzęce krzyki.
— Panowie kurwa, musimy coś z tym zrobić! — powiedział głośno przerażony Michał.
— Rozdzielmy się i zaatakujmy z kilku stron, nie domyślą się, że to my — zaproponował jeden z soldatów.
Rozbiegli się. Mateusz stanął przy jednej z chat i ku jego oczom pokazał się potworny widok gwałconej przez oficera OSA młodej kobiety. Kiedy skończył, przekłuł jej oczy swoim nożem, podniósł się, zaciągnął spodnie i wyraźnie zadowolony zaczął iść w kierunku Mateusza.
— Oo, żołnierzyk — stanął bokiem do niego i odpalił papierosa — Wiesz, gdybyś przeszedł do OSA, byłoby ci lepiej. A tak to jesteś członkiem jakieś zdegenerowanej armii. Powiem ci stary, że te żeńskie suki mają lepsze cipy od naszych kobiet. Żona mnie tak nie zadowoliła, jak te szmaty — zaśmiał się.
Dla Mateusza było to zbyt wiele. Coś w nim pękło. W tej jednej chwili runęła w nim cała chęć walki za Aeternę i Hanowskiego. Podniósł swój karabin i strzelił oficerowi prosto w głowę. Nigdy wcześniej nie zabił człowieka, a już na pewno nie tak wysoko postawionego. W końcu dla niego osowcy nie byli ludźmi. Byli czymś gorszym niż zwierzęta. W jego duszy nienawiść do tej formacji kipiała. Chciał zdezerterować, lecz wiedział, że najpierw musi uratować wszystkie istoty, które jeszcze żyją. Mniej więcej w tej samej chwili jego kompani zaatakowali osowców. Rozpoczęła się bratobójcza walka pomiędzy znienawidzonymi frakcjami. Mateusz jeden po drugim zdejmował z daleka osowców. Szeregowy szybko zorientował się, że te Elfy, które ocalały z rzezi podniosły broń po zabitych żołnierzach OSA i dołączyli do walki po stronie Wojskowych. Michał i Mateusz spotkali się w jednej z ocalałej chat gdzie z okien wraz z kilkoma Elfami prowadzili ogień. Cała szóstka, jaka wtedy była w tym gospodarstwie pałała do OSA niesamowitą nienawiścią, a sobie wydawali się wybaczyć. W pewnym momencie Mateusz i Michał wybiegli z domu, by dołączyć do reszty kolegów. Jednak w połowie biegu w kucki Michał został postrzelony i bezwładnie padł na ziemię.
— Kurwa! Nie, nie nie! — Krzyknął zrozpaczony Mateusz — Nie umieraj mi tu! Nie teraz!
Mateusz obrócił go na plecy i dostrzegł, że dostał prosto w serce. Zginął na miejscu.
— Kurwa… — zaczął płakać.
Elfy widocznie rozumiejąc co się wydarzyło, osłaniały szeregowego ogniem. Mateusz po chwili, która trwała dla niego wieczność obrócił się w stronę pozycji żołnierzy OSA i rzucił w ich stronę dwa granaty, które miał sobie. Kiedy się ich pozbył, dołączył do reszty kolegów.

Walki trwały całą noc, jednak Wojskowym wraz z Elfami udało się wypchnąć osowców z wioski. Dopiero ranek pokazał prawdziwe zniszczenia, jakie dokonało OSA. Matki płakały nad rozstrzelanymi ciałami synów, a ojcowie chcieli pomścić swoje zhańbione córki. Wojskowi wraz z uzbrojonymi w aeternską broń Elfy dokonywali inspekcji i ratowali tych, którym udało się przeżyć. Dla kogoś z zewnątrz wyglądało to dziwnie: Aeternscy żołnierze wraz z uzbrojonymi Elfami razem chowały ciała brutalnie zamordowanych istot. Mateusz rozpaczał nad zwłokami swojego najlepszego przyjaciela. Inni kompani składali mu wyrazy współczucia, lecz żadne z nich nie mogło załatać tej ogromnej rany. Kiedy zerwał z jego szyi nieśmiertelnik, usłyszał samochód wjeżdżający do wioski. Z niego wysiadło kilku wysoko postawionych Wojskowych, którzy natychmiast rozeszli się po wiosce z żołnierzami. Jeden z nich podszedł do Mateusza. Szeregowiec od razu go rozpoznał. Był to ten sam pułkownik, który go przyjmował:
— Szeregowiec Morański? — spytał się.
— Tak jest, panie pułkowniku — odparł po czym wstał.
— Przykro mi… — odpowiedział smutny po zobaczeniu zwłok Michała — Mój błąd, że cię przyjmowałem…
— To nie pana wina. Sam z wypranym mózgiem przyszedłem tutaj ii no… wyszło jak wyszło.
— Ehh… trzeba będzie znaleźć jakiegoś oficera tych skurwysynów. Najlepiej jego zwłoki. Widziałeś go może?
— Właściwie, to… strzeliłem mu w głowę — odparł bezdusznie.
— Kurwa. Chociaż… będzie miał dokumenty. Ale następnym razem nie strzelaj im w głowę — odpowiedział mu pułkownik.
— Właściwie dobrze się składa — mówi pułkownik — Mogę cię wyrwać z tego piekła i wysłać do domu. Dasz jego matce kopertę. Nieśmiertelnik zerwałeś?
— Tak — odpowiedział krótko Mateusz.
— Dasz jego matce kopertę, a potem wrócisz do siebie.
— Ale jak chce mnie pan wrócić do domu? — spytał się zdziwiony chłopak.
— Dostałem przepustkę. Potem namieszam jeszcze w papierach, że zostałeś zwolniony przez coś tam. I nigdy cię nie powołają. Przez tę zawieruchę nikt nie zauważy, poza tym mam znajomych, którzy wiedzą.
— A czemu pan nie wróci?
— Do kogo mam wracać? Do dzieci, które dawno się wyprowadziły i mają swoje rodziny? Czy do żony, która sprowadza co noc nowych typów do mieszkania i się z nimi pierdoli w moim łóżku? Wojsko to mój dom. A wojna dla ciebie nie jest.
Pułkownik wręczył mu dokument, który Mateusz bez wahania przyjął.
— Pakuj się do auta. Wracasz do domu — zasalutował mu krótko pułkownik.
— Dziękuję — odparł i zasalutował.
Kiedy Mateusz już odchodził, Pułkownik jeszcze go złapał słowami:
— Mateusz! Czekaj.
— Tak?
— Kiedy w Aeternie zrobi się gorąco, możemy liczyć na twoją pomoc?
— Myślę, że tak — odparł po chwili namysłu.
— Dobrze. Będziemy w kontakcie.


Mateusz położył swój bagaż przed drzwiami mieszkania, wyciągnął z kieszeni kopertę i zadzwonił dzwonkiem. Po krótkiej chwili, drzwi otworzyła starsza, wyglądająca na miłą kobieta.
— Dzień dobry — powiedziała zaskoczona kobieta.
— Dzień dobry. Pani Kamieńska? — spytał się chłodno.
— Tak. Co z moim synem? Wie pan coś? — spytała się zmartwiona staruszka.
Mateusz bez słowa wręczył jej kopertę po czym podniósł swój bagaż.
— Przykro mi… — odparł po czym zaczął iść w kierunku windy.
— Niech mi pan serca nie łamie! Boże… mój syn… — zaczęła płakać kobieta.

Po chwili czekania nadjechał bardzo stary autobus, do którego Mateusz wsiadł i zajął miejsce na końcu. Był sierpniowy wieczór, na horyzoncie zachodziło słońce. Mateusz w swojej głowie nagle zaczął słyszeć znajome i bardzo nostalgiczne głosy: ,,Gruby! Daj czipsy!", ,,Proszę pani, zaraz zwymiotuję…", ,,Czy wszyscy są? Czy kogoś brakuje?", ,,Dzieci, pamiętajcie o pasach! I żadnego jedzenia w autokarze." Jednocześnie z tymi głosami grała znana mu piosenka:
Oblozhili menya, oblozhili, bolʹshe net mne spasenʹya uyti,
Podkhodite ko mne vy poblizhe, a vstrechu vas ya, skotov, ot dushi!
Podoshli ko mne, chto-to gorlanyat, odin sunul prikladom v litso,
Krovʹ glaza zalivayet volnami… Chto zh, proshchayte! Ya dyornul kolʹtso…

Afgan, Afgan, Afgan, Afgan, Afganistan!
Kruzhit «chyornyy tyulʹpan» nad beregom reki…
Afgan, Afgan, Afgan, Afgan, Afganistan!
Kruzhit «chyornyy tyulʹpan» nad beregom reki…//
I podobnie jak Armia Radziecka wycofująca się z Afganistanu we Frontrooms, tak Mateusz wrócił z tej wojny tylko stratny, z traumą i chorobą. Po jakimś czasie jazdy wysiadł na przystanku nieopodal swojego bloku.

Zbliżała się godzina dwudziesta. Słońce malowało niebo na czerwono, różowo i purpurowo. Dzieci z sąsiedztwa bawiły się wesoło na pobliskich placach zabaw, a ich rodzice czasami rzucali im kolację w postaci bułek owiniętych w folie. Okrzyki ,,Mama! Rzuć picie!", ,,Berek!", ,,Sam jesteś berek!", czy też ,,Raz, dwa, trzy Dominik zaklepany!" przypominały Mateuszowi beztroskie dzieciństwo spędzone w identyczny sposób. Mateusz większość z tych wspomnień dzielił ze swoją osiemnastoletnią siostrą, Asią. Spędzali ze sobą po szkole całe dnie na tych samych placach zabaw z dzieciakami z sąsiedztwa. Mateusz zmęczony miesiącem krwawej wojny otworzył drzwi do klatki, wspiął się po schodach na parter i ku jego zdziwieniu, winda już tam stała. Bez chwili namysłu wszedł do środka, wybrała swoje piętro, a dźwig uniósł go ku górze.

Położył bagaż na ziemię i zadzwonił dzwonkiem do swoich drzwi. Po krótkiej chwili drzwi otworzyła Asia:
— MATEUSZ! — krzyknęła szczęśliwa dziewczyna po czym go objęła — ŻYJESZ!
Słysząc głośne krzyki Asi, niemalże natychmiast w przedpokoju pojawili się ich rodzice i Kamil.


O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License