Codzienność
ocena: +5+x

Był upalny dzień. Ryszarda obudziło ciepło promieni słonecznych, a jego bluza i kurtka spotęgowały uczucie gorąca. W powietrzu unosił się zapach moczu, brudu i wilgoci. Stęchlizna ta wywoływałaby u normalnych mieszkańców Nowego Krakowa odruchy wymiotne, jednak lokalnym żulom nie była straszna. Ryszard po chwili wpatrywania się w błękitne niebo usiadł na swoim kartonowym łóżku i ubrał czarną, wełnianą i oczywiście brudną czapkę, która służyła mu za poduszkę. Spał pod ścianą jakiegoś bloku, zaraz za sobą miał śmietnik. W śmietniku mieszka jego przyjaciel. W ich legowisku, nie licząc ich, ,,mieszkało" razem około 15 meneli. Bezdomni jak to bezdomni posilali się jedzeniem ze śmietnika, wyżebranym lub kupionym za drobne. W akcie desperacji polowali też na szczury i łapali karaluchy, których z wiadomych przyczyń było mnóstwo. Bezdomnych i legowisk należących do nich jest coraz więcej im dalej od centrum miasta. Aeterna na bieżąco likwiduje zarówno i bezdomnych, i ich legowiska, a także slumsy w których ,,bogatsi" pomieszkują.

Ryszard po chwili oglądania kopulującej pary szczurów, szybkim ruchem podniósł metalowy pręt i ubił je. Sam szczurów nie jadł i wolał pogrzebać w koszach czy też najzwyczajniej w świecie wyżebrać. Od dłuższego czasu jednak zabijał je, bo za jednego szczura dostawał kilka drobnych od innego bezdomnego kolegi. Odłożył pręt na swoje miejsce, wstał, wziął gryzonie za ogon i ,,uroczyście" podarował je koledze, dostając wynagrodzenie w postaci 5 aeternskich złotych. Po wykonaniu zadania, w ustronnym miejscu załatwił swoje potrzeby fizjologiczne. Po jego spodniach jednak nie dało się tego poznać. Niegdyś szaro-białe, teraz brązowo-czarne i przyozdobione różnymi dekoracjami pochodzenia ludzkiego, ale i nie tylko. Po załatwieniu swoich potrzeb Ryszardowi przypomniało się, że zaledwie od 6 godzin nie spożywał alkoholu, mimo że promile po nocnej libacji dawały się jeszcze we znaki. To też za pozyskane pieniądze wybrał się do lokalnego sklepu monopolowego.

Część miasta, w której mieszkał była najbardziej ,,zgliczowana". Blokowiska wchodzące w siebie, drzewa rosnące na ścianach bądź lewitujące, czy schody prowadzące do nikąd. Ryszard po 10-minutowym spacerem dotarł do Mekki tutejszych żuli. Po wejściu chwiejnym krokiem, w monopolowym dało się wyczuć niesamowity smród. Zapach świeżego pieczywa, słodyczy i innych artykułów mieszał się z zapachem moczu, wilgoci, brudu, odchodów, zarówno ludzkich, jak i zwierzęcych. Za kasą stała młoda kobieta, dorabiająca studentka, ubrana w zieloną sukienkę. Na widok bezdomnego wyraźnie się przestraszyła.
— D-dzień dobry, co dla pana? - spytała niepewnie.
— N-no hej mała, co tam? - rzucił lekko podpity menel.
— Co pan chce?
— Co ja chcę to ja ci mogę zrobić — oblizał się językiem — koteczku piękny… — po czym podszedł do lady i wyciągnął w stronę kasjerki rękę.
— Niech pan stąd wyjdzie! — krzyknęła studentka.
— Ależ madam, ja tylko przywitać się chciałem z taką piękną kobietą no… — po czym przejechał brudną dłonią po policzku kobiety.
Awanturę i krzyki zauważyli przechodzący obok szturmowcy z BSH. Na widok menela szarpiącego młodą kobietę wbiegli do środka sklepu i siłą wywlekli na zewnątrz. Ryszard nie wiedział co się stało. Wyglądało to dla niego jakby jakaś siła wyrzuciła go z tego sklepu. Skonfundowany i pijany nadal mówił coś o chęci zakupy alkoholu i miłości do kasjerki. Ten stan przerwały kopnięcia i okładanie gumowymi pałkami ze strony szturmowców. Bili i kopali straszliwe, po głowie, rękach, nogach i między nimi. Krew mieszała się z brudem przez co była słabo widoczna. Po chwili jeden ze szturmowców pociągnął jego bezwładne ciało na tyły sklepu, gdzie dokonał na Ryszardzie egzekucji, strzelając mu w tył głowy.

Jeden ze szturmowców o imieniu Konrad po chwili oddechu wszedł do sklepu, zostawiając za sobą otwarte drzwi. On sam był maksymalnie dwa lata starszy od studentki. Szybko poprawił czapkę, koszulę, pas i podszedł do kasy.
— Uratował mi pan życie… — powiedziała ledwo młoda kobieta.
— Po pierwsze nie ,,pan", a po drugie to nic takiego — zaśmiał się Konrad.
— Nie wiem jak mam panu… tobie podziękować.
— Serio, nie musisz — odpowiedział z uśmiechem na twarzy młodzieniec.
— Co się z nim stało? — spytała niepewnie dziewczyna — słyszałam… strzał?
— Niee, coś ty. W kartony poleciał.
— Poważnie?
— No tak. Nie okłamałbym obywatelki — powiedział dumnie szturmowiec.
— No dobrze… — po czym usiadła na krześle łapiąc się za głowę.
— Wszystko okej? — spytał niepewnie chłopak.
— Co…? Yy, tak. Jest dobrze.
— Przecież widzę, że nie.
— Po prostu muszę ochłonąć okej? Sam widziałeś co tu się stało.
— Konrad! Chodź już! — odezwał się kolega szturmowca.
— Jakbyś chciała pogadać — położył na blacie wyjętą zawczasu wizytówkę — odezwij się. Cześć! — wyszedł.
— Hej… — odpowiedziała niechętnie studentka.

Ola, bo tak miała na imię niedoszła żona Ryszarda, po kilkudziesięciu minutach przerwy najwidoczniej doszła do siebie. Sklep był prosty, kolejno od wejścia: na lewo był regał z pieczywem, pośrodku słodycze, po prawej alkohol i inne typowe dla takich sklepików spożywczych rzeczy. Kiedy już doszła do siebie wyszła zza lady i zamknęła drzwi wejściowe. Lekko głodna ze stresu podebrała dwie kajzerki i batona, po czym wróciła na swoje stanowisko. Po chwili do sklepu weszła grupka kilku nastolatków. Po ich stylach wypowiedzi i plecakach łatwo było o wniosek, że wyszli ze szkoły na przerwie. Część z nich wybrała co chciała, a reszta została przed wejściem. Ola skasowała wybrane przez młodzież produkty, a następnie przyjęła zapłatę. Uwagę studentki przykuł jednak ostatni z uczniów, który wyłożył na ladę litrową flaszkę.
— A 18 jest? — spytała kasjerka.
— Nie wiem nie mierzyłem — odpowiedział gówniarz, po czym nastała dłuższa, żenująca cisza.
— Pokaż mi dowód, małolat — rzuciła krótko Ola.
— Ale szefowo, no nie bądź taka — kontynuował.
— Posłuchaj gówniarzu, nie sprzedam ci tego — wyrwała mu z rąk butelkę — Żegnam.
Młodzież wyszła ze sklepu.

— Ale cię zmywara wyjaśniła! — zaczęli się śmiać koledzy Piotrka.
— Jebana szmata. Oby ktoś ją zgwałcił i zajebał — odpowiedział zezłoszczony patus.
Szkoła tejże grupki młodzieży, Technikum Informatyczne im. Michała Adaremnego, znajdowało się zaledwie 5 minut drogi od monopolowego. Uczniowie skorzystali z 15-minutowej przerwy i jak zawsze udali się do wcześniej wspomnianego sklepu. Typowa, kilkuosobowa grupka bananowej młodzieży. Do tego stopnia ,,young" i ,,cool", że indoktrynacja i młodzieżówka działały na nich znikomo, tym bardziej że byli daleko od centrum. Ubiór typowy dla tej części klasy młodzieży: sportowe, białe buty, podarte dresy lub dżinsy, koszulka mająca sprawiać wrażenie, że są bogaci i krótkie, gęste rozczesane na bok włosy. Piotrek na chwilę odłączył się od rzeczywistości i zaczął przeglądać media społecznościowe w swoim telefonie, tak, że w ogóle nie patrzył się przed siebie. Po czasie przeszli obok wracającej do szkoły młodzieży szturmowcy z BSH. Wszyscy powiedzieli ,,dzień dobry". Oprócz Piotrka.
— Ej! — krzyknął Konrad, dowódca oddziału.
Wszyscy się zatrzymali i odwrócili w ich stronę. Piotrek z racji niepatrzenia się przed siebie wpadł na kolegę. Dopiero wtedy zrozumiał, co się stało. Również się odwrócił i schował telefon.
— Pozwól kolego — powiedział chłodno i wskazał na Piotrka Konrad.
— J-ja? — spytał przestraszony po czym podszedł.
— Pytasz się i podchodzisz. Powiedz mi szczeniaku, jesteś chamem czy niewychowany?
— No ja nie zauważyłem… — skulił ogon kozak.
— Czego kurwa nie zauważyłeś? Chodzisz pajacu z telefonem w ręku, nie patrzysz przed siebie, ubierasz się jak wieśniak pierdolony i teraz pokazujesz swój brak kultury wobec nas — rzucił agresywnie Konrad.
— N-no przepraszam…
Konrad uderzył Piotrka pięścią tak, jakby miał mu walnąć ,,klasycznego" liścia. Siła uderzenia była tak mocna, że temu poleciały okulary, a on sam przewrócił się w stronę swoich szkolnych towarzyszy.
— Jak się nie odchamisz, to będziesz skopany — po tych słowach szturmowcy poszli dalej.

Konrad już trzeci rok służył w BSH. BSH gwarantowały młodym mężczyzną dobre zarobki i dalsze możliwości rozwoju w rządzie bądź siłach Aeterny. W przypadku Konrada, do wstąpienia w szeregi BSH zachęciły pieniądze i władza. Co prawda z miesiąca na miesiąc, Bataliony Szturmowe Hanowskiego stawały się formacją nieco zmarginalizowaną i zapomnianą. Również coraz głośniej było o rozwiązaniu jej i zastąpieniem przez OSA. Do BSH należały takie zadania jak: pilnowanie porządku w mieście i na zjazdach rządowych, ,,pomoc" mieszkańcom i współzarządzanie aeternską młodzieżówką.

Po długim dniu patrolowania miasta, jego oddział zatrzymał się przy Biedronce. Południe upalnego, czerwcowego dnia. Zważywszy na to, że był piątek, to ruch był wzmożony. Sam sklep niczym nie różnił się od tych z Frontrooms oprócz ogromnego rozmiaru i nieskończonego asortymentu. Konrad wraz z towarzyszami wszedł do środka i tam się rozdzielili. Przeglądając przypadkowe produkty i wręcz nietypowe dla ,,oryginalnej" sieci sklepów czerwono-czarnego owada takie jak: silniki spalinowe, paliwo, piły łańcuchowe czy kosiarki, napotkał dobrze mu znaną osobę.
— Co? Przerwa w pracy? — Spytał Dawid.
— Ee, tak — zaśmiał się Konrad — Co tu robisz w ogóle? — podali sobie grabę.
— No co no. Cały dzień siedzenia na dupie to wyszedłem się przejść.
— A coś robisz wieczorem? Organizujecie coś?
— No dzisiaj o dwudziestej drugiej są rytuały i zaprzysiężenie nowych także będzie się działo.
— Młoda krew?
— A no młoda. Kilku nawet przeszło z BSH bezpośrednio więc też masz okazje przejść dalej. Chyba że chcesz kisić się w tym brązowym mundurze do końca życia — zaśmiał się Dawid.
— OSA mnie nie kręci jakoś wiesz? Bardziej poszedłbym w stronę młodzieżówki albo gdzieś do administracji — odpowiedział pewnie Konrad.
— Czyli dalej chcesz się kisić w nudzie do końca swojego żywota. Serio, przemyśl to.
— A daj spokój, nie chcę to nie i tyle.

Dawid, jak to Dawid, jak zawsze zbyt długo rozmawiał. Kiedy zorientował się, ile czasu mu zajął prosty wypad do sklepu, trochę niezbyt kulturalnie przerwał rozmowę i pożegnał się z kolegą. Idąc w stronę kas, po drodze wrzucił do koszyka jeszcze zgrzewkę litrowych butelek z wodą. Kiedy dotarł już do celu, jak zwykle musiał zmarnować trochę czasu ze swojego życia na czekaniu w kolejce. W międzyczasie podsłuchał rozmów pomiędzy tymi słynnymi ,,starymi babami", czy też po prostu ,,moherami". I tak o to dowiedział się, że pani Krysia spod dziewiątki ma kłopoty z wypróżnianiem, syna tego alkoholika spod trójki aresztowała wczoraj policja, czy też o długich kolejkach w szpitalu i samych badaniach. Kiedy w końcu udało mu się dokonać tego jakże ambitnego zakupu bułek, masła, parówek, sera i wody, dotarł do swojego samochodu. Dokładnie był to granatowy Volkswagen Passat 1.9 TDI. To właśnie z nim trafił do Nowego Krakowa. Podczas chowania zakupów do bagażnika, oddał się wspomnieniom…


— Minęła właśnie: ósma. W Radiu Zet. Tragiczny wypadek na S8, nie żyje cała 5-osobowa rodzina. Sprawcą był pijany 40-latek. Obecnie przebywa on w szpitalu na oddziale intensywnej terapii…
1 listopada, była już noc. Dawid z nogą na gazie już od półtorej godziny był w drodze powrotnej do domu. Jak co roku tradycyjnie odwiedził grób bliskich, posprzątał go i postawił parę zniczy. Minęły już 3 lata odkąd zaraz po tacie, zmarła jego mama. Nie płakał, ale co oczywiste, pozostał żal i sentyment. Jego życie nie było zbyt kolorowe. Minimalna krajowa w korpo, wstawał wcześnie i wracał późno i wszechobecne, rosnące ceny i propaganda ,,sukcesu rządu". Na poznanie drugiej połówki też się nie zapowiadało. Trochę przygnieciony tymi wszystkimi myślami zaczął przysypiać, jednocześnie nieświadomie przyspieszając. Do przytomności przywołał go widok jelenia zaledwie kilkanaście metrów przed maską. Ten, przerażony odruchowo pociągnął kierownicą ostro w prawo i wypadł z drogi wprost na drzewa.


I to właśnie wtedy lokalna ludność wyciągnęła go z jego samochodu, gdy ten nagle znalazł się do góry kołami w piaskownicy. Dziękował Bogu, że ten dał mu drugą szansę i wysłał w dziwny, choć dla niego o wiele lepszy świat. I tak myśląc o tym, wrócił do domu. Zaparkował samochód na swoim miejscu, wyciągnął siatki z zakupami, dalej otworzył klatkę i windą poszybował do swojego mieszkania. M4 Dawida było małe, choć dla niego, dziewczyny i kota było akurat. Urządzone na modłę typowo PRL-owkską miało swój klimat, do którego Dawid uwielbiał wracać. Kiedy wszedł do środka, został jak zawsze powitany przez swoich lokatorów. Jego dziewczyna pomogła mu przenieść do kuchni i tam je rozpakować, a kiedy to się stało przeszli do salonu, na kanapę. Jakieś 3-4 metry przed nią stał na drewnianej komodzie telewizor. Sprawny, ale z wiadomych przyczyn nic na nim nie leciało. Co prawda już od dłuższego czasu technicy kombinują nad nadawaniem programów na żywo, jednak na razie ludzie muszą cieszyć się filmami z kaset czy płyt.

Kiedy nastał już wieczór, Dawid włożył swój czarny mundur galowy OSA i wyszedł z mieszkania. Siedziba OSA znajdowała się około 1,5 kilometra od starówki, na Wawelu. Tak jak starówka, również i ten zamek był kopią 1:1 oryginału. Przejazd samochodem z domu do siedziby jego organizacji trwał jakieś 15-20 minut. W międzyczasie mógł podziwiać piękne, ale i puste asfaltowe drogi. Samochodów było mało, a jeśli już jakiś się pojawił, to był to najczęściej pojazd służb publicznych takich jak autobus czy śmieciarka. Samochody prywatne najczęściej znoclipowały z Frontrooms, często wraz z właścicielami, lecz nie brakowało takich, które zostały wyprodukowane tutaj. Kiedy dotarł już na miejsce i wysiadł z samochodu, wszedł do środka zamku. Komnaty były ogromne i piękne. Niemalże całe białe, budowane w stylu neoklasycystycznym. Ogromne kolumny, czerwony dywan, a na ścianach obrazy. Stanął przed ogromnymi, czarno-białymi drzwiami wykonanymi z marmuru. To był jego cel. Miał już otwierać drzwi, kiedy z drugiej strony otworzył je osobisty sekretarz samego Adama Hanowskiego, Wodza Aeterny — Andrzej Ojcowski.
— Heil — zasalutował Andrzej.
— Heil — odsalutował krótko Dawid.
— Co tu robisz? — Spytał się osowiec.
— A wiesz co, musiałem złapać parę osób i teraz lecę pisać przemówienie.
— A coś się stało?
— Nie, po prostu musiałem się parę rzeczy dowiedzieć i no. Nic nadzwyczajnego.
— No dobra to cię nie zatrzymuję. Trzymaj się — podali sobie ręce.

Andrzej już piąty rok piastował to prestiżowe stanowisko. Polegało ono na zapisywaniu wszystkiego co zażyczy sobie Prezydent, czy też formułowaniu zwykłych raportów. Dzisiaj jednak, wbrew temu, co powiedział Dawidowi, miał inne zadanie: miał wybrać sobie asystenta. Po raz pierwszy od kilku miesięcy, na Wawelu pojawił się Hanowski, przez co daleko iść nie musiał. Schodami dotarł na 3 piętro i wszedł do małego pokoju konferencyjnego. Tam już czekali trzej kandydaci.
— Stresujecie się? — spytał.
— Trochę — odpowiedziała kobieta.
— To pan będzie nas sprawdzał? — spytał drugi kandydat.
— Właściwie to nie, decyzja należy od naszego Wodza. Kiedy wybierze już sobie kogoś z was, wtedy jesteście u mnie na okresie próbnym.
Andrzej po minach i niezręcznej ciszy dobrze wiedział, że kandydatów pożera niesamowity strach i stres. Wszyscy siedzieli cicho i sztywno. Sekundy trwały godziny, a minuty lata. Nawet ktoś z zewnątrz mógł łatwo wywnioskować, że wszyscy czekają na coś wielkiego. Po dłuższej chwili wszedł do pomieszczenia on: Wódz i Ojciec Imperium Aeterny: Adam Hanowski. Był to średniego wzrostu mężczyzna o gęstych, ciemnych i trochę dłuższych, ulizanych włosach. Nie posiadał zarostu, oczy miały brązowy kolor. Jego mundur był podobny do mundurów galowych OSA. Jedyne co je rozróżniało to własne, unikalne patki na kołnierzu oraz naramienniki i większa czapka.
— Heil! — wstali kandydaci i zasalutowali.
Hanowski odsalutował krótko i bez słowa.
— Mój Wodzu — powiedział Andrzej — o to wybrani przeze mnie kandydaci na stanowisko mojego asystenta.
— Dobrze — odpowiedział chłodno Adam po czym zaczął im się długo przyglądać.
— To może pani — powiedział po dłuższej przerwie — zapraszam.
Agata, bo tak miała na imię kandydatka wskazana przez Wodza, od razu się podniosła i poszła za nim do małego gabinetu, do którego drzwi znajdowały się w tym samym pokoju.
— Proszę — wskazał na krzesło, a sam stanął przed oknem.
Agata zajęła miejsce po czym przyszykowała maszynę do pisania. Nie miała nawet czasu się zastanowić, dlaczego na biurku przed nią znajdowało się tak stare urządzenie, a nie na przykład komputer. Nie zważając na to, ułożyła dłonie na klawiszach.
— Drodzy mieszkańcy Nowego Krakowa — rozpoczął swój monolog Wódz, a za nim po pomieszczeniu rozległy się dźwięki pisania — Chciałbym wam ogłosić nowy projekt, który wraz z ministrem infrastruktury przygotowaliśmy na rozwój naszego miasta…
Aeternski Wódz kontynuował swoją przemowę przed sobą coraz szybciej, tak, że Agata nie nadążała wybierać kolejnych liter. W końcu młoda kobieta popełniła literówkę. Kiedy zauważyła co się stało, ogarnął ją piekielny strach. Oczami wyobraźni widziała jak ją wraz z całą rodziną wywożą ją do obozu. Nasłuchała się wiele legend o tym, jaki Prezydent jest brutalny i karze za najmniejsze przewinienie. Niemalże odchodziła już z tego dziwnego świata. Zaczęły trzęść się jej ręce, czuła jak w środku się rozgrzewa niczym piec krematoryjny. Hanowski dopiero po kilku minutach zorientował się, że kandydatka przestała pisać. Odwrócił się i podszedł do niej.
— Proponuję zacząć od nowa — uśmiechnął się.


O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License